Relacja spisana przez autorkę odręcznie w 1989 roku pochodzi z archiwum domowego syna Ludwiki, Jana Piotra Pychińskiego. Życiorys Ludwiki Pychińskiej na naszej stronie TUTAJ
Do konspiracji wstąpiłam razem z Wandą Kamińską w kwietniu 1942 roku, złożyłyśmy przysięgę przy ul. Niepodległości. Był to Wywiad ZWZ. Po aresztowaniu Wandy przydzielono mnie do grupy dywersyjnej (zdobywanie broni od Niemców). Brałam udział w takich akcjach do 1943 roku. Po wsypie ukrywałam się. Równocześnie miałam kontakt z „Ewą”. Przekazywałam jej wiadomości dotyczące lotniska Okęcie od zwerbowanego pracownika „Tadeusza” Zielińskiego mojego kolegi. Te informacje przekazywałam codziennie.
Niezależnie od tego brałam udział w zebraniach szkoleniowych sanitariuszek i łączniczek (służby wartowniczej). W 1944 roku zostałam przydzielona do dowódcy kompanii lub plutonu w Wilanowie jako łączniczka „Bronka” (mój pseudonim).
(…) W tej chwili po 45 latach mam ogólny obraz tego, co było. Pewne fragmenty są bardziej zakodowane w mojej pamięci, a inne mniej lub też nie potrafię ich zupełnie powiązać jak też nie potrafię opisać ich dokładnie.
(…) No i wreszcie upadek powstania – 2 września. Przytoczę pokrótce te fakty, które pozostaną w mej pamięci do końca życia.
Rano nasz obserwator widział ruchy wojsk niemieckich w okolicach szosy wilanowskiej. Około godziny 10 rano nadleciały samoloty i obrzuciły nasze pozycje bombami. Te bomby nie trafiły w budynek. Padły przed siatkę – przed ogrodzeniem na pola – ale bardzo blisko. Około 50 m. Ja z „Piotrem” już byliśmy w okopie – było kilka takich rowów przy siatce ogrodzeniowej. Sypał się na nas piach – ale to było wszystko. Następnie słyszeliśmy nakręcanie – wycie – krów. Baliśmy się – ale te straszne zapalające pociski nie rozerwały się koło nas. Zaraz potem byliśmy ostrzeliwani z karabinów maszynowych. Pociski leciały bardzo gęsto. Pochylaliśmy głowy bardzo nisko. A pociski szły górą. Potem zaczęły padać pociski z granatników. Wiele z nich padało w pobliżu. Andrzej „Piotr” bał się. Ja też się bałam, ale wydawało mi się, że nie może nam się nic stać, że to jest tylko przejściowe. W pewnym momencie „Piotr” zamienił się ze mną na miejsce – nie wiem dlaczego – nie pamiętam. Miał jakiś swój powód. Chwilę potem rozerwał się pocisk, pochyliłam głowę nisko. Kiedy ją podniosłam zobaczyłam, że „Piotr” ma głowę bardzo nisko pochyloną – prawie na kolanach. Podniosłam jego głowę i zobaczyłam, że nie ma twarzy. Wtedy doznałam jakiegoś szoku. Wyskoczyłam z tego rowu i uciekłam za budynek, a następnie czołgając się dotarłam aż do ul. Podhalańskiej. Zauważyłam, że cieknie mi krew po czole. Wpadłam więc do jakiegoś domu, do piwnicy – chciało mi się pić – bolały mnie kolana – pozdzierane do krwi. Jakiś człowiek obmył mi czoło i obandażował głowę. Prosił mnie też, żebym zdjęła opaskę żeby nie narażać siebie i ludzi – bo lada moment mogą wkroczyć Niemcy. Uczyniłam to. Zdjęłam opaskę. Przeszłam do innej piwnicy, a tam gdzie byłam przed chwilą wpadł pocisk. Słyszałam jęki i krzyki. Pewno byli ranni. Uciekłam stamtąd. Biegłam do ulicy Powsińskiej. Tu się zatrzymałam na chwilę. Przeżegnałam się i przebiegłam na drugą stronę. Widziałam, że nadjeżdżały czołgi od strony Wilanowa. Biegłam dalej. Na ulicy Goraszewskiej 7 miałam dwie koleżanki. Biegłam do nich, ale nie było ich w domu. Wtedy z bloku wyjrzał jakiś mężczyzna. Widział mnie. Dał mi znak, żebym przyszła. Więc wpadłam do tego bloku do piwnicy. Pamiętam, że dał mi pić i dał mi coś do zjedzenia. Po pewnym czasie wpadli tam Niemcy i wszystkich wyrzucili na fort. Byłam półprzytomna, otępiała, nieszczęśliwa całą tragedią ostatnich godzin i przemową generała niemieckiego do ludności Sadyby. Wieczorem pojechałam na furce na dworzec zachodni, a następnie do Pruszkowa do obozu. Stamtąd dostałam się do szpitala w Pruszkowie w Tworkach. W szpitali leżałam miesiąc czasu. Po wyjściu ze szpitala byłam bezdomną, bez grosza przy duszy, biedną istotą, zagubioną w czasie i przestrzeni. Musiałam się pozbierać. I taki był koniec powstania.
Powstanie Warszawskie, jego tragiczny przebieg i upadek powstania miały ogromne znaczenie w moim życiu (…).
To są moje relacje, moje wspomnienia już trochę przygaszone, spopielałe po 45 latach. Nie są ubarwione ani wyolbrzymione. Są autentyczne.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu ekutno.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas redakcja@ekutno.pl lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz